Wpisy

Pinterest – kraina ładnych rzeczy

Żaden portal społecznościowy nigdy nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Pinterest. Pinterest widziany pierwszy raz – warto dodać. Każde kolejne widzenie wiązało się z coraz mniejszymi emocjami, ale ze statystyk wynika, że moje błyskawicznie malejące zainteresowanie było odstępstwem od reguły. Tendencja jest bowiem wzrostowa. Bardzo wzrostowa.

Twardych danych obrazujących tę wzrostową tendencję brakuje, ale są liczne optymistyczne dla Pinterestu szacunkowe statystyki. W styczniu 2012 roku według comScore Pinterest miał 11,7 mln unikalnych użytkowników w samych Stanach Zjednoczonych. W sierpniu 2012 roku wyprzedził Tumblr z 25 milionami użytkowników. W lutym 2013 Reuters i comScore oszacowali liczbę użytkowników Pinterest na 48,7 mln na całym świecie, a już w lipcu francuska agencja social media Semiocast – na 70 mln użytkowników.

Megapanel ujawnił szacunkowe dane dla Polski: debiut nie wypadł imponująco, ale już w lutym 2013 Pinterest przekroczył poziom 500 tys. użytkowników. W czerwcu 2013 miał ich już 1,2 mln, co oznacza całkiem interesujący wzrost. Po niewielkich spadkach w miesiącach wakacyjnych kolejne rekordowe wyniki osiągnął w ostatnim kwartale: w październiku odwiedziło go 1,3 mln internautów, w listopadzie – 1,47 mln, a w grudniu – 1,55 mln. W styczniu 2014 roku liczba użytkowników serwisu wyniosła 1,37 mln.

Ciekawa sprawa: Pinterest postrzegany był początkowo jako internetowe koło gospodyń domowych, które lubią sobie popatrzeć na ładne rzeczy. Jedzenie, ubrania, wnętrza, szczeniaczki, małe dzieci – nic dziwnego, że kobiety w średnim wieku długo stanowiły najaktywniejszą grupę użytkowników. Sporo zmieniło się, gdy ruszyły różne wersje językowe i funkcje szalenie przydatne marketerom. W pinnersach dostrzeżono interesującą i zróżnicowaną grupę konsumentów, charakter portalu, czyli niekończący się strumień ładnych zdjęć, to specyficzny, lecz zauważalny potencjał reklamowy.

Aktualne dane dla Polski wyglądają interesująco i potwierdzają, że Pinterest trafia do coraz szerszej grupy odbiorców. Według danych Megapanelu z listopada ub.r., kobiety stanowią 53,9 proc. polskich użytkowników Pinteresta, a mężczyźni – 46,1 proc. Prawie co trzeci użytkownik ma od 25 do 34 lat, a osoby w wieku 15-44 lat stanowią w sumie 72 proc. odwiedzających serwis (w listopadzie było ich 1,06 mln). Internautów w wieku 7-14 lat pojawiło się na stronie tylko 81,7 tys. (5,6 proc. wszystkich), a tych mających 45 lat i więcej – 326,6 tys. (22,3 proc. wszystkich).

Pewnym zaskoczeniem jest tak niewielka różnica między liczbą kobiet a mężczyzn odwiedzających portal. Szczególnie w kontekście wciąż obowiązującej, stereotypizującej definicji:

Fun-Definitions-pinterest

 

 

Dorośli też siedzą na fejsie

Media społecznościowe wydają się być stworzone dla nastolatków. Facebook i inne moce piekielne znacząco się przyczyniają do obumierania „normalnych” relacji międzyludzkich, wykrzywiają biednym dzieciom kręgosłupy i odkładają się w postaci dodatkowych kilogramów. Rośnie nam pokolenie ludzi pozbawionych zainteresowań, pasji i znajomych innych niż wirtualni – grzmią specjaliści. Co na to rodzice? Być może wznoszą oczy do nieba lub szukają terapeuty – jak tylko sami oderwą się od komputera czy smartfona – przynajmniej tak to wygląda w USA.

Z badań Pew Reserach Center wynika, że 73 proc. dorosłych Amerykanów korzysta z mediów społecznościowych. Za dorosłych uznano osoby powyżej 18. roku życia, czyli również osoby, które zaprzyjaźniły się z social media jeszcze w wieku nastoletnim, nie mniej jednak – to naprawdę dużo!

Media społecznościowe niejedno mają imię, dlatego warto przyjrzeć się, jak wyglądają dane dotyczące poszczególnych portali:

social_media_users_US

Najpopularniejszym serwisem jest Facebook – tu nie ma zaskoczenia. W 2013 roku korzystało z niego 71 proc. dorosłych Amerykanów. To wzrost o 4 proc. w porównaniu do roku 2012.

Drugie miejsce zajął serwis dla profesjonalistów – Linkedln, któremu również w roku 2013 przybyło użytkowników – z 20 proc. do 22 proc.

Na trzecim miejscu jest Pinterest, z którego korzysta 21 proc. ankietowanych. Pinterest zaliczył największy wzrost – 6 proc. w ciągu roku, co sprawia, Linkedln nie powinien czuć się zbyt bezpiecznie na swojej drugiej pozycji.

Tuż za podium znalazł się Twitter – atrakcyjny dla 18 proc. dorosłych Amerykanów (wzrost o 2 proc. w porównaniu z rokiem 2012). Na miejscu ostatnim Instagram – 17 proc., ale wzrost o 4 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem – można się domyślać, ze to dopiero początek popularności tego serwisu.

Dlaczego nie ma w tym zestawieniu Google+? Bo nie. Nie został uwzględniony w kwestionariuszu – wynika z informacji udzielonych przez Pew.

Oczywiście, korzystać z mediów społecznościowych można czasem, można też i bez przerwy. Pew zbadał również tę sprawę, wyniki nie są zaskakujące.

 

 

social_media_frequency_USA

I co my tu widzimy? 63 proc. użytkowników korzysta z Facebooka codziennie, 22 proc. raz w tygodniu, pozostali sporadycznie – wynika z badań Pew.

Podobnie rozkłada się częstotliwość zaglądania na Instagramnajczęściej codziennie (57 proc. użytkowników). Odwrotnie przedstawiają się dane w przypadku Pinterestu i Linkedln – jak twierdzą użytkownicy, tam się wpada tylko od czasu do czasu. Takich deklaracji udzieliła niemal połowa ankietowanych (45 proc. użytkowników Pinterest i 52 proc. zwolenników Linkedln). W przypadku Linkedln niewielki procent codziennych odwiedzin zastanawia – czyżby był interesujący tylko dla poszukujących pracy? Statystyki Pinterest zastanawiają mniej – jeśli ktoś tam kiedyś był, wie, że to nie jest zajęcie na chwilę.

Ciekawie wyglądają dane dotyczące Twittera – charakter tego serwisu zakłada błyskawiczną wymianę skrótowych informacji, a z badania wynika, że codziennie zagląda tam mniej niż połowa użytkowników.

Dane statystyczne rzadko wywołują namiętności, te jednak budzą co najmniej zainteresowanie: który serwis za rok zajmie zaszczytne drugie miejsce? Szanse mają wszystkie, więcej niż wyrównane. Czas start!

 

 

Społecznościowy turniej miast

Staropolskie przysłowie „jeśli nie ma Cię na Facebooku – nie istniejesz”, dotyczy nie tylko ludzi, ale – może nawet przede wszystkim – firm i instytucji, a miasta i regiony poniekąd do takowych należą. Miasta i wsie, polskie i zagraniczne, jeśli chcą mieć wpływ na swój wizerunek, muszą w sieci istnieć, na dodatek istnieć mądrze. Jak im to wychodzi? Dyskutowano o tym niedawno w ramach konferencji SmartMetropolia. Sotrender przygotował na tę okazję interesującą prezentację, którą można sobie obejrzeć tutaj.

Z badań Sotrendera wynika, iż Wrocław społecznościowo na głowę bije Warszawę. Zresztą – nie tylko Wrocław: stolica dostaje w internecie solidne cięgi również od Poznania i Gdańska.

 

polskie_miasta_w_social_media

Warto zauważyć, że dzieje się tak jednak tylko wtedy, gdy omawiamy popularność miast na podstawie ich oficjalnych kont. Oficjalny profil miasta to takie miejsce, w którym internauta powinien być obsługiwany jak w prawdziwym Biurze Obsługi, uzyskiwać pomoc i informacje. Bardzo możliwe, że niewielka popularność tych profili świadczy o tym, że tak się właśnie dzieje, w tej najgorszej urzędniczej wersji;). Oficjalny profil miasta powinien prezentować jego walory, wydarzenia kulturalne i wszelkie inne ciekawe inicjatywy, być wizytówką i zaproszeniem.

Powinien – nie znaczy, że jest. Wystarczy rzucić okiem na powyższą tabelkę, by zauważyć, jak niewiele miast dostrzegło potęgę Instagramu. Czy Warszawa wyglądałaby źle w podrasowanej filtrami wersji retro? Nie sądzę, ale ludzie odpowiedzialni za promocję najwyraźniej mają w tej sprawie wątpliwości.

Szczęście w nieszczęściu – poza miejskimi działami promocji są jeszcze inicjatywy oddolne, pasjonaci, miłośnicy i piewcy urody miast. Poniżej zestawienie Sotrendera prezentujące popularność miast na Facebooku – profile oficjalne i nieoficjalne.

miasta_w_sm_nieoficjalne

 

Z danych dotyczących profilu „Warszawa Nieznana” wynika wyraźnie, że stolica bliska jest wielu sercom i lajkom. Dodanie nieoficjalnych inicjatyw do zestawienia nie zmieniło jednak widocznej już wcześniej tendencji – Poznań i Wrocław społecznościową potęgą są i basta.

Sotrender zbadał popularność największych polskich miast. Nie w samych największych miastach żyją jednak internauci, dlatego z ciekawości sprawdziłam internetowe funkcjonowanie mojego rodzinnego Olsztyna. Wynik zbliżony do Warszawy – oczywiście nie mówię tu o liczbach. Oficjalny profil miasta ma ok. 4 tys. fanów, nieoficjalny „Olsztyn Żyje” – ponad 8 tys., tak jak „Olsztyn wczoraj„. Są jeszcze „Olsztyn – miasto problem” i „Forum rozwoju Olsztyna” z liczbą fanów oscylującą w okolicach 3 tys.  No cóż, nie wygląda to za dobrze.

Dla porównania (choć raczej Olsztyna porównywać z tym nie należy) dane dotyczące miast amerykańskich. Infografika uwodzi urodą, dane robią wrażenie. Enjoy.

amerykanskie_miasta_w_social_media

Kultura obrazkowa rządzi

Dzień dobry Państwu!

Jest niedziela, piętnasty dzień grudnia, godzina 11:00. Nie wiem, czy jest to zjawisko reprezentatywne dla całego narodu albo chociaż całego internetu, ale ja osobiście zdążyłam dziś opublikować na swoim prywatnym profilu na Facebooku jedno zdjęcie mojego autorstwa oraz jeden śmieszny obrazek, który podsunął mi Pinterest. Oznacza to, że już od rana jestem zarówno kreatorem, jak i kuratorem, jak to ładnie nazwał w swoim raporcie PEW.

Umieszczenie na Facebooku zdjęcia autorskiego – bez względu na to, czy były to koty, śniadanie czy widok z okna – sprawiło, że stałam się przedstawicielką 54 proc. dorosłych internautów, którzy publikują swoje zdjęcia i filmy. Rok temu, jak szacuje PEW, było to działanie charakterystyczne dla 46 proc. użytkowników sieci.

Puszczenie w obieg zdjęcia lub filmu, którego nie jestem autorką, lecz fanką (ewentualnie hejterką) czyni mnie członkinią statystycznej rodziny, do której zalicza się 47 proc. internautów. Rok temu było nas „zaledwie” 41 proc.

Przynależność do obu tych grup jednocześnie jest charakterystyczna dla 40 proc. użytkowników internetu.

Kreatorzy – jak to twórczo brzmi! – dzielą się na osoby, które opublikowały zdjęcia (52 proc, użytkowników internetu) oraz te, które stawiają na video (26 proc. ). I tu uwaga autorki: raport PEW, który tu niniejszym przestawiam, opublikowany został 28 października. Bazuje on na danych zbieranych od 3 do 6 października. Warto zauważyć, że pod koniec czerwca Instagram wprowadził możliwość publikowania filmów. Jestem więcej niż pewna, że jak tylko się to trochę rozkręci, statystyki dotyczące publikowania video pójdą w górę.

Kuratorzy chętniej wyszukują i puszczają w obieg obrazki (42 proc. ) niż filmy (36 proc.).

PEW przyjrzał się też – choć w okrojonym zakresie, bo nie mówimy tu już o „całym świecie i internecie” – użytkownikom telefonów komórkowych (za których uznał 92 proc. Amerykanów) i smartfonów (58 proc. Amerykanów). PEW przyznaje, że za takie badanie wziął się pierwszy raz, stąd brak danych porównawczych.  9 proc. ankietowanych posiadaczy komórek ma zainstalowany Snapchat, 18 proc. postawiło na Instagram.

Na zakończenie, żeby umocnić pozycję kuratora, publikuję niniejszym starą, ale jarą grafikę prezentującą różnice między poszczególnymi serwisami społecznościowymi. To oczywiście kwestia gustu, ale w odniesieniu do tego konkretnego przypadku – jedzenia pączka – nie jestem pewna, czy wolę publikacje obrazkowe czy tekstowe, czy w ogóle chciałabym wrócić do czasów, kiedy #foodporn nie był tak popularny.

social_media_roznice