Wpisy

Media społecznościowe – dzieje się! społecznościowa prasówka …

Media społecznościowe są ucieleśnieniem współczesnego pędu i globalizacji jednocześnie. W Internecie wszystko się rodzi i natychmiast odchodzi w zapomnienie, każda sensacja trwa kilka minut i znika, wyparta przez następny skandal. Co więcej, dzieje się tak w skali globalnej i żadna różnica czasu nie jest przeszkodą, gdy chodzi o tempo rozchodzenia się newsa. Wszystko to sprawia, że gdy przychodzi moment podsumowania, bardzo ciężko jest się zdecydować na najważniejszą wiadomość miesiąca czy tygodnia. A ja sobie właśnie postanowiłam zrobić podsumowanie. Z założenia zupełnie subiektywne, co więcej, absolutnie nie zamierzam wartościować tych zdarzeń czy rozwiązań jako dobrych lub złych albo ważnych, jedyne kryterium to: interesujące. A newsów będzie pięć.

1. Facebook usunął z opcji opisu nastroju „feeling fat”. Można sobie było wybrać taką opcję spośród wielu odmian uczuć i stanów emocjonalnych. W polskiej wersji pozostało „najedzona”, ale wiadomo, że spora jest różnica semantyczna między byciem najedzonym a… No właśnie: uczuciem grubości? Jednym z głównych argumentów przeciwników „feeling fat” było to, że nie ma takiego stanu emocjonalnego, chyba, że ktoś ma zaburzenia odżywiania. I tu się pojawia drugi argument: „feeling fat” uderza w osoby, które cierpią na jadłowstręt psychiczny lub mają skłonności do kompulsywnego objadania. Facebook usunął kontrowersyjną opcję. To jeden z ciekawszych i jednocześnie dobitnych dowodów na to, że w komunikacji z milionami należy zachować wrażliwość i empatię odpowiadające relacjom bliskim i delikatnym.

2. 45 proc. internautów deklaruje, że zdarzyło im się opublikować w sieci zdjęcie typu selfie – wynika z badania Universal McCann. Portal wirtualnemedia.pl poprzedził tę informację wiele mówiącym słówkiem „aż”. Ja bym to chyba przekształciła w „tylko 45 proc. internautów przyznaje, że zdarzyło im się opublikować w sieci zdjęcie typu selfie”. A przynajmniej tak wynika z moich zupełnie nieoficjalnych badań przeprowadzonych za pomocą obserwacji poczynań moich facebookowych poczynań. Jednocześnie jednak przeczytać możemy: ” Do zamiłowania w zdjęciach typu selfie przyznaje się 45 proc. badanych. Potwierdzają oni także, że udostępnienia i polubienia pod ich zdjęciami sprawiają, że czują się szczęśliwsi i bardziej dowartościowani”. No i teraz: kto nigdy z napięciem nie wpatrywał się w przyrost lajków pod zdjęciem, niech pierwszy rzuci kamieniem…

3.  Nawiązując do „napięcia”, które pojawiło się w poprzednim zdaniu: z przeprowadzonych za oceanem badań Pew Foundation wynika, że osoby korzystające z mediów społecznościowych są bardziej narażone na stres niż ludzie, którzy radzą sobie w życiu bez profilu na Facebooku. Różnica nie jest diametralna, ale interesująca: 57 proc. osób aktywnych  społecznościowo przyznaje, że zdarza im się odczuwać stres. Wśród osób niezainteresowanych social media współczynnik ten wynosi 48 proc.  Do życia „zupełnie pozbawionego stresu” przyznaje się 17 proc. społecznościowych aktywistów i 28 proc. osób „offline”.  Tłumaczyć to można presją związaną z koniecznością (?) tworzenia idealnego wizerunku w mediach społecznościowych oraz frustracją wynikającą z oglądania cudzych wspaniałych losów i porównywania ich z własnymi, rzeczywistymi. Poza mniej lub bardziej wydumaną presją wizerunkową, pewnym uzasadnieniem wyników jest też ciągły kontakt z najświeższymi doniesieniami kultury, sztuki i polityki, które również generują presję, tym razem związaną z potrzebą „bycia na czasie” i frustrację wynikającą z nienadążania za światem. Czy te kilka procent różnicy przekonało kogoś, że warto się „wylogować do życia”? Nie? to jedziemy dalej.

4. Facebook przekonuje prasowych gigantów, że warto współpracować. Pomysł jest ciekawy: nie chodzi o postowanie newsów na profilach mediów tylko na tworzenie swoistej gazetki facebookowej. FB stało by się rodzajem mediów, skazanym na olbrzymi zasięg. Szerokie grono odbiorców to łakomy kąsek dla wydawców, jednak cena jest wysoka: reguły w tej grze ustala FB i nie są to reguły łatwe. Treści stają się niemal własnością portalu, a wiadomo, że w tych sprawach FB z trudem idzie na ustępstwa. Scenariusz ten – jeśli się ziści – będzie miał dodatkowy aspekt etyczny: FB zyska niezwykłą ścieżkę lokowania reklam w swoim pozornie newsowym przekazanie. Nie banery, nie reklamy, nie posty sponsorowane, tylko lokowanie marek i produktów w pozornie profesjonalnym przekazie. A wydawało się, że oferta reklamowa FB jest ograniczona…

5. Na początku marca Facebook zapowiedział, a potem zrealizował nowe, lepsze liczenie fanów. Spore ofiary w ludziach: fanpage’e straciły po 3-4 proc. polubień. Pisząc „ofiary w ludziach” mam oczywiście na myśli nie stracone martwe dusze i inne fikcyjne profile, ale ból (zupełnie pozbawiony nadziei) social media nindżów.

Z danych firmy Quintly wynika, że strony mające ponad 1 milion fanów straciły średnio ponad 4 proc. liczby polubień, a fanpage z mniej niż 1 milionem fanów odnotowały średnio blisko 3-proc. spadek liczby „like’ów”.

No i jak tu korzystać z mediów społecznościowych i unikać stresu, ja się pytam?

 

 

Jeśli nie Google to… alternatywne źródła ruchu na stronie

O różnych sposobach zaprzyjaźniania się z Google pisałem już kilkakrotnie, ze szczególnym naciskiem na coraz bardziej znane wyszukiwanie semantyczne. Warto czasem jednak zastanowić się, w jaki inny sposób zadbać można o odpowiedni ruch na stronie. Czy są na to jakieś sposoby inne niż próby przechytrzenia wszechmocnego Google? Nawet kilka! Czytaj dalej

Social media – biznesowa konieczność

Nie interesują Cię internety? Nie masz prywatnego konta na FB i nie widzisz potrzeby tworzenia fan page’a swojej firmy? Uważasz, że media społecznościowe to tylko koty, piąteczki i zdjęcia jedzenia? Zakładasz, że Twój biznes jest zbyt poważny, a zakres usług lub produkt zbyt prestiżowy, żeby się z nim pokazywać w rejonach internetu zarezerwowanych dla małolatów ze skłonnościami do ekshibicjonizmu? Błąd, błąd i jeszcze raz błąd.

Każdy, ale to każdy biznes, szczególnie przedsiębiorstwo z sektora mniejszych i średnich, powinien się znaleźć w mediach społecznościowych. Co więcej, powinien to zrobić rozsądnie i atrakcyjnie jednocześnie. Dlaczego? Ponieważ social media to obecnie jedna z najlepszych i wciąż najtańszych form reklamy, droga dotarcia do nowych i utrzymania kontaktu z dotychczasowymi klientami. Jako kontakt rozumiemy nie świąteczne życzenia, a informowanie na bieżąco o promocjach, rabatach i nowościach w ofercie. Czysty marketing, o którym mogliście poczytać przy okazji tematu o mechanizmach lokalnego SEO.

Jak się odnaleźć w skomplikowanym świecie lajków i szerów? Po pierwsze:  obecność w mediach społecznościowych nie wystarczy. Konieczna jest aktywność. I to aktywność regularna. Pamiętaj, że w każdej chwili potencjalny przyszły klient może poszukiwać informacji na temat Twojej firmy i najprawdopodobniej trafi na FB czy Google+. Lepiej dla Ciebie, żeby ostatni wpis nie był sprzed trzech miesięcy.

Co należy robić w ramach tej regularnej aktywności? Postować rzeczy ciekawe i/lub zabawne i/lub wpisujące się w trendy. Proste? Pozornie, niestety. Ale po kolei.

Tak, w mediach społecznościowych istnieje coś takiego jak trendy, co więcej, żyć należy z nimi w zgodzie, bo to one dzielą i rządzą, przede wszystkim zaś przyznają lajki i szery, czyli gwarantują widoczność, która jest celem społecznościowej aktywności. Wbrew pozorom, stawianie na trendy jest dość prostym rozwiązaniem: zdejmuje z nas konieczność wymyślania odkrywczych treści. Cały świat wrzuca zdjęcia z bananem jako oznakę sprzeciwu wobec rasizmu (casus Daniego Alvesa, piłkarza, który zjadł banana rzuconego na boisko w czasie meczu)? Wrzuć i Ty! Wszyscy robią sobie selfies w nawiązaniu do takowego zdjęcia Baracka Obamy? Zrób i Ty, i Twoi pracownicy, wciągnij do zabawy klientów! Przykłady można mnożyć, pamiętać należy o dwóch ważnych sprawach: zjawisku szkodliwego nadmiaru i dacie ważności. Tak jak w każdej innej dziedzinie życia, jeśli coś jest modne, jest też obarczone ryzykiem: prędzej czy później pojawia się u odbiorców wrażenie przesytu i nigdy nie wiesz, czy nie nastąpi to przy okazji Twojego posta. Dodatkowo zaś: trendy szybko mijają, a reakcja na popularne zjawisko z 30-sekundowym nawet opóźnieniem to wizerunkowa wtopa. Podsumowując: jeśli zamierzamy dać się ponieść fali społecznościowego trendu, robimy to szybko albo wcale i pamiętamy, że gwarancji sukcesu nie mamy.

Treści ciekawe i zabawne to społecznościowy samograj: trafione memy czy chwytliwe hasła to ulubiona forma sztuki internautów. Przepisu na stworzenie takowych nie podam, bo najprawdopodobniej nie istnieje, niestety. Warto się jednak zastanowić, co zrobić, jeśli przygotowywanie takich treści leży daleko poza granicami naszych możliwości i zainteresowań: NIE PRZEJMOWAĆ SIĘ!

Profil firmy nie musi być wcale swoistym klaserem pełnym śmiesznostek. Powinien przede wszystkim realizować funkcję informacyjną i stanowić platformę komunikacyjną ułatwiającą kontakt z klientami. Może, a nawet musi przekazywać treści merytoryczne, informować o zakresie usług czy ofercie produktowej, powinien też ujawniać realne zainteresowanie branżą – czyli nowinki, ploteczki i uwagi ogólne na temat sektora, w którym przyszło nam działać. Publikujmy linki do artykułów specjalistycznych, starajmy się – jeśli tylko rodzaj działalności nam na to pozwala – od czasu do czasu dzielić się wiedzą, radzić, wspierać, inspirować. Pamiętać przy tym należy, że nawet najpoważniejszy przekaz w mediach społecznościowych powinien być lekki, sympatyczny, przyjemny w odbiorze – przecież w ten sposób rozmawiamy z klientami!

Warto zwrócić uwagę na najlepszych, na najpopularniejsze fan page’e, najbardziej rozpoznawalne w mediach społecznościowych marki: koncerny samochodowe, telekomy – stawiają na humor. Pewien producent trumien, który od lat publikuje kalendarze z paniami w negliżu albo piętnowany od lat za seksizm wytwórca zup w proszku – wierzą w siłę kontrowersji i oburzenia. Mocne wrażenie i zaskoczenie – to przyciąga uwagę na pewno. Jeśli jednak chcesz uniknąć mocnych wrażeń i solidnego zamieszania – trzymaj się treści merytorycznych, dbając jedynie o ich odpowiedni charakter. Może z czasem dasz się przekonać, że jeden mały Ryan Gosling bez koszulki nie zaszkodzi żadnemu fan page’owi:).

*zdjęcie zapożyczone z imdb.com

 

Marki, które zawojowały social media w 2013 – TOP 10

Początek nowego roku, czyli koniec starego. Doskonały moment by zatrzymać się i rzucić krytyczne spojrzenie na przeszłość. Rzucanie krytycznych spojrzeń i wyciąganie wniosków (a czasem brudów) to domena licznych firm i instytucji badawczych. Liczba kolejnych mniej lub bardziej wiarygodnych zestawień i podsumowań roku 2013 rośnie proporcjonalnie do spadku zasięgu postów na Facebooku, niektóre można przemilczeć, inne przywoływać i analizować warto, jak choćby poniższe.

Starcount przyjrzał się popularności marek w mediach społecznościowych – zebrał dane z Facebooka, YouTube i innych podobnych portali, zsumował i stworzył całkiem wiarygodne TOP10. Co z niego wynika?

W dużym skrócie: sprawiedliwość nie istnieje. Do TOP10 trafiły firmy, które wyłożyły gigantyczne pieniądze na fantastyczne inwestycje, dokonywały czynów innowacyjnych, a przynajmniej imponujących, ale też marki, których największym osiągnięciem była organizacja dużej, ale dość dyskusyjnej imprezy.

W celu budowania napięcia zacznę od końca:

Miejsce 10 zajął YouTube – dość ciekawy przypadek: sukces w mediach społecznościowych odniosło medium społecznościowe w wyniku powiązań z medium społecznościowym… Czyli: w 2013 roku gwałtownie wzrosła popularność YouTube na Google+. Przypadek? Nie sądzę.

Miejsce 9 – Instagram. Cóż, wiadomo, że to właśnie tam focia z rąsi wychodzi najlepiej, że o foodporn nie wspomnę… Są powody do lubienia. O znaczeniu Instagramu najlepiej świadczy fakt, że już o nim pisaliśmy TU.

Korowód portali społecznościowych trwa, czas na Facebooka. Facebook jest najbardziej lubianą marką na Facebooku, co brzmi może dziwnie, ale trudno z tym dyskutować – miejsce ósme się należy.

Na kolejnym miejscu znalazło się MTV. Na liście największych zeszłorocznych wyczynów tej stacji wysoko plasuje się rozdanie nagród, w czasie którego Miley Cyrus pokazała na co ją stać. Mówiło się o tym na całym świecie, rzadko pozytywnie, a fanów stacji przybywało. I tak to się kręci w tym biznesie.

Miejsce 6 – Coca-Cola. Kto nie polował na puszkę czy butelkę ze swoim imieniem, „Szefową” lub „Słoneczkiem”, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Żadnych kamieni? „Podziel się radością” wywindowało Coca-Colę chyba we wszystkich możliwych podsumowaniach 2013. Miejmy nadzieję, że ktoś zgarnął za to stosowną premię.

Może to GoogleGlass, a może Google+? Coś na pewno przysporzyło Google fanów. Wybór inicjatyw z „Google” w nazwie jest tak duży, że nie będziemy ich oceniać, wystarczy powiedzieć – 5 miejsce.

Po piątym miejscu czas na czwarte. Nike postawiło w 2013 roku na virale z gwiazdami i to była bardzo dobra decyzja, o czym najlepiej świadczy skok popularności na YouTube.

Robi się gorąco – pierwsza trójka. Ostatnie miejsce na podium – National Geographic. Rok 2013 był dość szczególny dla NG – 125 rocznica powstania. Na YouTube na pewno są znacznie krócej, ale z przytupem. Krótko mówiąc: na pewno chodzi o koty.

Na miejscu drugim Walt Disney. Młodszych pewnie skusiły potwory z „Uniwersytetu Potwornego„, starszych natchnął może film z Tomem Hanksem, z całą pewnością fanów Disneyowi przybyło zauważalnie.

No i w końcu: Samsung Mobile – najpopularniejsza marka w mediach społecznościowych w roku 2013. Galaxy S4 i spore zmiany technologiczne przełożyły się na szalony wzrost popularności w mediach społecznościowych. Na Facebooku przekroczyli już dawno liczbę 31 mln fanów, a to tylko początek…

Na koniec przyjemny akcent graficzny, zapożyczony od Starcount:

top-brands-2013-starcount

Kultura obrazkowa rządzi

Dzień dobry Państwu!

Jest niedziela, piętnasty dzień grudnia, godzina 11:00. Nie wiem, czy jest to zjawisko reprezentatywne dla całego narodu albo chociaż całego internetu, ale ja osobiście zdążyłam dziś opublikować na swoim prywatnym profilu na Facebooku jedno zdjęcie mojego autorstwa oraz jeden śmieszny obrazek, który podsunął mi Pinterest. Oznacza to, że już od rana jestem zarówno kreatorem, jak i kuratorem, jak to ładnie nazwał w swoim raporcie PEW.

Umieszczenie na Facebooku zdjęcia autorskiego – bez względu na to, czy były to koty, śniadanie czy widok z okna – sprawiło, że stałam się przedstawicielką 54 proc. dorosłych internautów, którzy publikują swoje zdjęcia i filmy. Rok temu, jak szacuje PEW, było to działanie charakterystyczne dla 46 proc. użytkowników sieci.

Puszczenie w obieg zdjęcia lub filmu, którego nie jestem autorką, lecz fanką (ewentualnie hejterką) czyni mnie członkinią statystycznej rodziny, do której zalicza się 47 proc. internautów. Rok temu było nas „zaledwie” 41 proc.

Przynależność do obu tych grup jednocześnie jest charakterystyczna dla 40 proc. użytkowników internetu.

Kreatorzy – jak to twórczo brzmi! – dzielą się na osoby, które opublikowały zdjęcia (52 proc, użytkowników internetu) oraz te, które stawiają na video (26 proc. ). I tu uwaga autorki: raport PEW, który tu niniejszym przestawiam, opublikowany został 28 października. Bazuje on na danych zbieranych od 3 do 6 października. Warto zauważyć, że pod koniec czerwca Instagram wprowadził możliwość publikowania filmów. Jestem więcej niż pewna, że jak tylko się to trochę rozkręci, statystyki dotyczące publikowania video pójdą w górę.

Kuratorzy chętniej wyszukują i puszczają w obieg obrazki (42 proc. ) niż filmy (36 proc.).

PEW przyjrzał się też – choć w okrojonym zakresie, bo nie mówimy tu już o „całym świecie i internecie” – użytkownikom telefonów komórkowych (za których uznał 92 proc. Amerykanów) i smartfonów (58 proc. Amerykanów). PEW przyznaje, że za takie badanie wziął się pierwszy raz, stąd brak danych porównawczych.  9 proc. ankietowanych posiadaczy komórek ma zainstalowany Snapchat, 18 proc. postawiło na Instagram.

Na zakończenie, żeby umocnić pozycję kuratora, publikuję niniejszym starą, ale jarą grafikę prezentującą różnice między poszczególnymi serwisami społecznościowymi. To oczywiście kwestia gustu, ale w odniesieniu do tego konkretnego przypadku – jedzenia pączka – nie jestem pewna, czy wolę publikacje obrazkowe czy tekstowe, czy w ogóle chciałabym wrócić do czasów, kiedy #foodporn nie był tak popularny.

social_media_roznice